Komiksy

Komiksowe adaptacje Diuny to stosunkowo nowy temat. Wprawdzie pierwszy diunowy komiks pojawił się w 1985 nakładem Marvela, ale na następne trzy i pół dekady w temacie zapadła cisza. W 2020 roku nastąpiło ożywienie i od tamtej pory na rynku regularnie ukazują się nowe pozycje. Gros z nich adaptuje nową twórczość Briana Herberta i Kevina J. Andersona, dlatego też większości z tych komiksów recenzować nie planuję. Oprócz komiksów na oficjalnej licencji jest też całkiem sporo adaptacji fanowskich, choć mają one znacznie mniejszy rozmach niż adaptacje oficjalne. Sytuacji nie poprawia fakt, że w przeszłości Herbert Estate zdarzało się „prosić” fanów o zaprzestanie swoich projektów.

Pełną listę komiksów wydanych na oficjalnej licencji znajdziecie na stronie Collectors of Dune. Z kolei na stronie Dune News Net znajdziecie przegląd oficjalnych i nieoficjalnych adaptacji komiksowych.

O komiksach ogólnie

Zdaję sobie sprawę, że komiksy jako takie są relatywnie niszowym hobby i nie każdy fan powieściowej Diuny miał z nimi kontakt. Dlatego chciałbym poświęcić kilka akapitów na wprowadzenie w zagadnienie komiksów jako takich oraz w moje własne gusta komiksowe. Zapewni to odpowiedni kontekst dla zamieszczonych poniżej recenzji.

Historycznie na świecie wykształciły się trzy liczące się rynki komiksowe, każdy posiadający swój unikalny nurt artystyczny. Największym jest rynek japoński z czarno-białymi mangami. Drugi pod względem wielkości to rynek francusko-belgijski, zwany frankofońskim albo europejskim, którego wpływy rozlewają się na sąsiednie kraje, głównie Włochy i Hiszpanię. No i wreszcie rynek amerykański, którego lwią część stanowią masowo produkowane komiksy superbohaterskie.

Osobiście najbardziej lubię komiksy frankofońskie. Bardzo przemawia do mnie ich wrażliwość: sposób ukazywania relacji międzyludzkich, losów bohaterów czy dylematów moralnych, a także wciągające, nietrywialne i zaskakujące scenariusze. Wysoko cenię sobie również stronę wizualną tych komiksów. Najwybitniejsi rysownicy europejscy to rzetelnie wykształceni i niezwykle utalentowani artyści. Do moich ulubionych zaliczają się Andreas, Marvano, Romain Hugault, Mœbius, Paolo Serpieri, Milo Manara, Sergio Toppi i wreszcie Grzegorz Rosiński.

Nie cenię sobie natomiast komiksów amerykańskich. Zdecydowana większość publikacji to masowo produkowana papka o wątpliwych walorach artystycznych. Komiksy te bardzo często tworzone są przez osoby mające nikłe pojęcie o rysowaniu, nieznające podstaw anatomii, perspektywy czy oświetlenia. Mnóstwo, jeśli nie większość, tytułów to rysowana na szybko i na odwal chałtura robiona na zlecenie właścicieli wielkich marek. Wiem, że to co napisałem nie dotyczycy wszystkich komiksów amerykańskich, ale nawet w przypadku tytułów ambitnych fabularnie znajdą się takie narysowane w sposób nieumiejętny. Charakterystyczne dla komiksów amerykańskich jest również to, że zazwyczaj okładkę rysuje ktoś inny niż zawartość komiksu, co często wynika z braku umiejętności głównych artystów do narysowania wizualnie atrakcyjnej ilustracji potrafiącej dobrze sprzedać zawartość.

Tak się składa, że jak do tej pory wszystkie licencjonowane adaptacje komiksowe wywodzą się z kręgu komiksów amerykańskich. Mając już wyrobiony gust w kwestii komiksów, jestem więc do tych pozycji z góry uprzedzony. Czytając recenzje zobaczycie, że część z tych uprzedzeń się potwierdzi, a część nie.

Komiksy na oficjalnej licencji